Przejdź do głównej zawartości

Posty

A co, jeśli jestem z kimś, bo to jego wybrałam, choć mogłam kogo innego, ale wciąż powracają myśli, że pisany mi jest ten drugi? Czemu więc podjęłam taką decyzję, jaką podjęłam? Nie wiem.
Najnowsze posty
Z każdej kolejnej relacji wychodzę coraz bardziej poturbowana, ale jednocześnie coraz szybciej zapominam. Odpuszczam temat w mojej głowie. Kolejni faceci z worka "ideał odnaleziony!" albo "widzę perspektywy (czasem marne, ale widzę)" lądują w worku "było minęło". Od było do minęło zazwyczaj niewielki odstęp czasu. Każdą nieudaną znajomość odchorowuję. Niezbyt długo. Bo tu chyba nie chodzi o tych facetów, choć oczywiście każdy, którego już odchorowałam i ten, którego właśnie odchorowuję, wydawał mi się przez chwilę totalnie odpowiedni dla mnie. Albo choć trochę odpowiedni. W drugim wypadku zazwyczaj inne zalety brały górę nad zgodnością charakterów. Wiadomo, jestem mistrzem racjonalizacji. Z jedną rzeczą jest tylko coraz trudniej. Bo do porażek się przyzwyczajam. Najcięższe z tego wszystkiego jest to, co dostaję chwilowo i szybko zostaje mi odebrane. Zanim zdążę w ogóle ochłonąć, ale już zdążę się przyzwyczaić.  Bliskość. Przytulenie. Zaśnięcie razem. Je

Kontynuujmy...

Skoro już złapałam to flow (tak, bardzo lubię to słowo), to czemu by nie iść dalej... Choć sama nie wiem od czego zacząć jeśli chodzi o historie z przeszłości. Może powinnam zacząć od początku, ale te dwa lata wstecz, to jednak jawią mi się jako jakaś strasznie odległa przeszłość. Żałuję, że nie pisałam na bieżąco, strasznie jestem ciekawa swoich emocji z tamtego czasu. Choć, co by nie było, pamiętam je całkiem nieźle (tak mi się przynajmniej wydaje). Dwa lata temu (plus minus, była to połowa września, rok 2015) stając twarzą w twarz ze zmianą kodu (3 z przodu) stanęłam też twarzą w twarz z życiem w pojedynkę, po bardzo długim życiu w parze. 9 lat związku, wtedy właśnie, poszło... w pizduuu, ujmując to dosadnie. Tak naprawdę bardziej bliskie byłoby mi napisać "poszło w chuj". Ale wiadomo o co chodzi. Szok i niedowierzanie. Pierwsza poważna, niestety już dorosła porażka mojego uczuciowego życia. Jak to możliwe? Przecież wszystko było OK, nie kłóciliśmy się, on zawsze był po mo
Wygląda na to, że nadszedł ten wielce przełomowy moment, w którym przelała się czara goryczy, w którym odkładam na bok, że mi się nie chce, że jest tyle ciekawszych rzeczy do robienia (np. iść spać), w którym już po prostu muszę, bo się uduszę. Moment, o którym myślę od dwóch lat intensywnie, odkąd zmierzyłam się ze sobą, ze swoim ja, w obliczu jakby nie patrzeć... samotności. Tak, to właśnie ja. Pani samotna, ze zdaje się już całkiem sporym stażem. Dwa lata samotności w wielkim mieście stuknęły. Nie wiem w zasadzie czy samotność to dobre określenie. Mam fajnych znajomych, mam te kilka ważnych osób, niewielkie grono najbliższych, ale sprawdzone. Dzięki nim funkcjonuję jako, w miarę, pozornie zdrowa psychicznie jednostka. Ale nie o tym tu. Choć też, a i owszem. Skoro założeniem moim jest wylać w tym miejscu wszelkie żale obecnej chwili, ale i zarazem udokumentować ostatnie dwa lata, w pigułce czy nie... to dla moich znajomych nie może tu zabraknąć miejsca. Ale o tym może innym razem.